Jajecznica, żurek… jest kilka dań kultowych, które zawsze pozytywnie działają na człowieka. W motoryzacji jest kilka modeli, które również funkcjonują od lat i także potrafią ukoić. Na stary kontynent wpływa kojące Malibu.
Malibu w świecie motoryzacji, to coś, co ma koła i do tej pory jeździło głównie za wielką wodą. Chevrolet wpadł na pomysł, by swoje znane jeżdżące po prostych drogach stanów Malibu wykonać od nowa, wyprodukować w Koreańskiej fabryce, wyposażyć w osiemnastocalowe koła i wprowadzić na rynek Europejski. Dać atrakcyjną cenę, dać kierowcy i pasażerom przestrzeń salonu, elektrycznie regulowane, podgrzewane fotele, tempomat, klimę, skórę i silnik, którego raczej nie słyszymy we wnętrzu auta. Na zewnątrz są dwie rury wydechowe i przód nawiązujący do świata dorosłego członka mafii, który w bagażniku może przewieść całą wykluczoną konkurencję plus walizki. Teraz już wiecie, że Malibu jest ogromne, że Malibu nie sposób przegapić na drodze oraz, że Malibu jest bardzo, ale to bardzo komfortowe. Wygodne, aż do znudzenia, nawet nudne!
Jeździłem tym flagowym okrętem, jeździłem i jeździłem… i po tych kilkuset kilometrach, z nudy, praktycznie nie ma się do czego doczepić, prócz tego, że w te ogromne przestrzenie nie wbudowali popielniczki! Dostaniecie ją w formie kubka. Są za to świetne głośniki i aż chce się słuchać muzyki. Silnik 2.4 l. piękne pracuje, praktycznie w każdym zakresie obrotów ciągnie równiutko, płynnie, pewnie. Zawieszenie, skrzynia, układ kierowniczy: serio – to wszystko działa i co ciekawe Malibu na Europejski rynek potrafi zakręcać – a w dodatku trzymać się drogi! Mówię wam: nuda i jeszcze raz nuda. Wszystko na miejscu, wszystko pod ręką. Ja odprężony, chcę jechać dalej… i wiecie co… właśnie w tym Malibu odkryłem, (a testuje auta blisko 20 lat) że samochód może być jak jajecznica! Jak żurek, który konsumujemy, nie koniecznie na syndrom dnia następnego. Otóż w tym nowoczesnym świecie każdy coś oferuje ciekawego na czterech kółkach. W granicach 100 tys. zł, a tyle kosztuje Malibu, konkurencja jest ogromna. Tymczasem Malibu jest po prostu spokojne. Ma wszystko i chcesz nim pojechać w wycieczkę dookoła świata bo sprawia wrażenie, że cię nie zawiedzie i nie zmęczy.
W dodatku nie masz z nim problemów jak z kartą dań. Wchodzisz do jadłodajni, by coś zjeść i widzisz coś, co najpierw trzeba przetłumaczyć, potem zrozumieć, przedyskutować sprawę z kelnerem, który jest na stażu… a następnie prosisz żurek albo jajecznicę. Wybierasz to, co jest sprawdzone i w dodatku tanie. Ta karawana Chevroleta spaliła mi średnio 7 l., było by mniej gdyby nie „autobahn” i ponad 220 km/h na liczniku. Ach, musiałem rozruszać te cztery kółka, by się w końcu coś działo. Wtedy Malibu jest jak Węgierska papryczka, a wygląda na takie spokojne auto. Sami sprawdźcie, stoi w polskich salonach. DixiCar (http://chevrolet.dixi-car.pl/), to Chevrolet w Radomiu, któremu dziękuję za pyszna jajecznicę i przygodę z flagowym Malibu.
Bartek Olszewski